Przypomniały mi się właśnie teraz, bo jak ulał pasują do wyborczej atmosfery. Tak się składa, że już za chwileczkę, już za momencik będziemy znali wyniki pierwszej tury głosowania w wyborach na najważniejszy urząd w państwie. Niewątpliwie, są to kolejne wybory prezydenckie, które dostarczają obywatelom wielu emocji, czasami bardzo skrajnych, a w konsekwencji mogą zakończyć się wielką niespodzianką. A tych, w historii po 1989 roku przecież nie brakowało. Wystarczy sięgnąć pamięcią do tych pierwszych, w pełni demokratycznych, kiedy to do wyborczego wyścigu, którego celem było zdobycie prezydenckiego fotela, stanęły prawdziwe tuzy ówczesnych czasów, czyli Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki.
Kandydat z Peru
Jak się okazało, czarnym koniem tego starcia został nikomu nieznany Stanisław Tymiński, tajemniczy biznesmen, który powrócił do Ojczyzny z drugiego końca świata, a dokładnie z Peru. Wprawdzie nie wygrał, ale wyeliminował z walki w drugiej turze, pierwszego niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego. A to było wielkim zaskoczeniem dla milionów obywateli. Rok 1995 również nie należał do nudnych. To właśnie wtedy doszło do niezapomnianej konfrontacji podczas telewizyjnej debaty między Aleksandrem Kwaśniewskim, a ubiegającym się o reelekcję Lechem Wałęsą. Urzędujący prezydent wypowiedział wtedy słowa, które na stałe przeszły do annałów polskiej polityki. Wałęsa sięgnął po zoologiczny arsenał i stwierdził, że jego adwersarz wchodzi do studia, jak do obory - ani beee, ani mee, ani kukuryku. Jak stwierdziło wówczas wielu ekspertów, zachowanie legendy Solidarności, mogło mieć kluczowe znaczenie dla ostatecznego wyniku wyborczego, w efekcie którego były członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej mógł wznieść ręce w geście zwycięstwa. Warto też wspomnieć, że dzięki sztabowi wyborczemu Aleksandra Kwaśniewskiego prawdziwym hitem muzyki disco polo stała się piosenka „Ole Olek wygraj” autorstwa zespołu Top One, za której przygotowanie kapela podobno nie dostała złamanego grosza od zleceniodawców. W roku 2000 Kwaśniewski nie dał żadnych szans swoim rywalom i wystarczyła jedna tura do jego wygranej.
Służby w tle
Natomiast w roku 2005 sytuacja zmieniała się, jak w kalejdoskopie. W początkowej fazie największe szanse na zdobycie Pałacu Prezydenckiego miał Włodzimierz Cimoszewicz, ale w efekcie tzw. sprawy Anny Jaruckiej wycofał się z wyborczego wyścigu oraz życia publicznego. Według ówczesnych doniesień prasowych, we wspomnianą akcję przeciw Cimoszewiczowi miał być zaangażowany Konstanty Miodowicz, poseł PO, a w latach 90. szef kontrwywiadu. Na rezygnacji Cimoszewicza skorzystał inny kandydat, mianowicie szef PO – Donald Tusk, który zaczął wyprzedzać w sondażach Lecha Kaczyńskiego. Gdy wydawało się, że Tusk ma wygraną w kieszeni, pojawił się Jacek Kurski, sięgnął do rodzinnej historii lidera PO i wyciągnął sprawę dziadka, który miał służyć w Wehrmachcie. Ta „bomba” wysadziła Tuska z fotelu prezydenta RP, który zajął jego polityczny konkurent. Pięć lat temu, w przypadku konfrontacji między prezydentem Bronisławem Komorowskim, a nieznanym szerszej publiczności Andrzejem Dudą, sprawdziło się powiedzenie, że pycha kroczy przed upadkiem.
Szybkie topnienie
Kilkudziesięcioprocentowa przewaga ówczesnego prezydenta stopniała jeszcze szybciej niż śnieg na wiosnę i doprowadziła do zmiany lokatora w „pałacu”. Niezależnie, który z kandydatów wygra najbliższe starcie, wszyscy powinniśmy pamiętać, że wybrani w wolnych wyborach politycy nieraz bywają źli, ale ci, którzy powtarzają wciąż uparcie, że wiedzą, co jest dla nas najlepsze, mogą się okazać o wiele gorsi...
Dlaczego pszczoły są ważne?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?