Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Pewnie byłoby dobrze, gdybym jeszcze coś napisał..." ROZMOWA z prof. zw. dr. hab. Tadeuszem Linknerem

Joanna Surażyńska
Joanna Surażyńska
W Kościerzynie odbył się Benefis z okazji 50-lecia pracy twórczej prof. zw. dr. hab. Tadeusza Linknera
W Kościerzynie odbył się Benefis z okazji 50-lecia pracy twórczej prof. zw. dr. hab. Tadeusza Linknera joanna surażyńska
Z prof. zw. dr. hab. Tadeuszem Linknerem, profesorem nauk humanistycznych, specjalistą w zakresie historii literatury Młodej Polski rozmawia Joanna Surażyńska

25 lutego w Sali im. L. Szopińskiego w Kościerzynie odbył się benefis z okazji 50-lecia pracy twórczej Pana Profesora. Jak może Pan podsumować ten czas? Co uważa Pan za największy sukces, a z czego jest Pan mniej zadowolony?
Od 1 października roku 2022 nie pracuję już na Uczelni, czyli w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Przepracowałem w szkolnictwie podstawowym i średnim (14 lat) oraz wyższym, konkretnie we wspomnianym IFP (39 lat), a więc w sumie 53 lat. Tak więc o tylu latach pracy zawodowej oraz twórczej można mówić. Ale ponieważ zamysł jubileuszu 50-lecia pracy twórczej pojawił się w roku 2020, więc chociaż to już rok 2023 tak pozostało. Natomiast te trzy lata może kiedyś doliczy się do następnych, jeżeli zechce mi się dalej naukowo pracować. Wszak wiadomo, że teraz już nic nie muszę, a tylko mogę. Jakkolwiek by jednak nie było, warto mówić o pięćdziesięciu latach pracy twórczej i zarazem zawodowej. Tak się szczęśliwie złożyło, że pierwszy mój tekst ukazał się w roku 1970, kiedy to rozpocząłem pracę w niewielkiej wiejskiej szkole. Do znaczących bibliotek miałem tak daleko, że nie można było do nich dojechać, pozostało więc czytać książki, które udało mi się przywieźć z domu, słuchać radia i oglądać jeden program TVP, bo drugi dopiero się pojawił w październiku roku 1970, kiedy już uczyłem w innej wiejskiej szkole na Żuławach. Oczywiście, we wsi był tylko jeden telewizor, i to w szkolnej klasie. Chodziłem więc wieczorami do szkoły i oglądałem nie tyle filmy, co przede wszystkim poniedziałkowe spektakle telewizyjnego teatru. Ponieważ po ukończeniu w 1969 roku dziennego Studium Nauczycielskiego w Bydgoszczy myślałem o studiach, więc obkuwałem historię literatury i gramatykę, by zdać wstępny egzamin. Starałem się też cokolwiek pisać. Nie sprawiło mi wobec tego specjalnego kłopotu zrecenzowanie widzianego w telewizji pewnego teatralnego spektaklu i wysłanie tekstu do literackiego pisma, gdzie bodaj po miesiącu wielce skrócony się ukazał. Niespecjalnie mnie to satysfakcjonowało, bo miałem już na swoim koncie obszerną pracę dyplomową, napisaną pod kierunkiem dra Jana Panasewicza, której tematem o wręcz magisterskim poziomie były „Neologizmy w „Żywych kamieniach” Wacława Berenta”. Wtedy neologizmami Młodej Polski niespecjalnie się zajmowano (por. „Bolesław Leśmian” S. Papierkowskiego), a głównie neologizmami baroku i romantyzmu (por. Z. Saloni „Neologizmy Wacława Potockiego”, T. Skubalanka „Neologizmy w poezji polskiego romantyzmu”), więc ten temat wymagał oczywistej samodzielności. I odtąd zaczęło się zainteresowanie literaturą Młodej Polski, a potem literaturą baroku, kiedy to magisterium pisałem z barokowego konceptyzmu u dra hab. Zbigniewa Rynducha, który przed wojną uczył w polskim Gdańskim Gimnazjum. Zwyciężył jednak modernizm, ponieważ doktoryzowałem się z nieznanych dramatów Tadeusza Micińskiego „Słoneczny król (Helu)” i „Koniec Wenety”. Praca nad ich rękopisami, które udało mi się odczytać i omówić z perspektywy bałtycko-pomorskich zainteresowań Micińskiego, to pierwszy naukowy sukces. Miciński, który wtenczas był mało znany, pozwolił wejrzeć w najdalsze regiony młodopolskiej myśli. Kiedy więc ukazała się moja pierwsza książka, oddawała w swej treści i tytule zarówno ewolucję idei twórczej Micińskiego, jak młodopolskiej literatury. Wszak „Z mare tenebrarum na słoneczny Hel. W kręgu myśli bałtycko-pomorskiej Tadeusza Micińskiego” (1987) wskazywało, jak to z lucyferycznego „morza ciemności”, z którego psychodramą zmagała się Młoda Polska, wyłonił się w dramacie Micińskiego „słoneczny król”. A potem były jeszcze kolejne micińskologiczne książki, których pisanie cieszyło mnie najbardziej. Ale czy można wobec tego mówić o sukcesie, jeżeli pracowało się usilnie, aby sensownie podsumować obrany temat. Może lepiej powiedzieć o niezadowoleniu, że te pięćdziesiąt kilka lat minęło tak szybko, że nawet tego nie udało się zauważyć. Zdałem sobie dopiero z tego sprawę, gdy rozpoczął się nowy rok akademicki 2022/2023, a ja nie pojechałem na zajęcia. Poczułem się wtedy bardzo nieswojo. Chociaż usiadłem jak ongiś za swoim biurkiem, to nie chciało mi się nawet kliknąć w klawiaturę komputera.

Jak wspomina Pan początki swojej drogi zawodowej?
Jak już powiedziałem, rozpocząłem swoją pracę jako nauczyciel w wiejskiej szkole, potem trafiłem do szkoły średniej, a po doktoracie do Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Potem była habilitacja i profesura i tak to wszystko się działo. Oczywiście wymagało to pracy i przesiedzenia tysięcy godzin w czytelniach uniwersyteckich bibliotek. Gdańska biblioteka PAN-u niewiele mogła mi zaoferować z młodopolskiej literatury, ponieważ pod pruskim zaborem na przełomie XIX i XX wieku w tym mieście skutecznie wszystko co polskie kasowano. Dlatego najczęściej bywałem w Bibliotece Narodowej w Warszawie, w Bibliotece Uniwersyteckiej w Łodzi, Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie, a także bibliotekach Poznania, Wrocławia czy Lublina. Magisterium obroniłem w roku 1974 i w tym samym roku zacząłem pracować nad doktoratem z Micińskiego. Wtedy niemal wcale o nim nie pisano i nie istniała jeszcze jego bibliografia (tom 15-ty „Nowego Korbuta”, gdzie hasło tego pisarza, ukazał się dopiero w roku 1978), więc niemal przez pięć lat wertowałem w naukowych bibliotekach młodopolską literaturę i czasopisma z prze-łomu XIX i XX wieku, by zebrać jak najwięcej o tymże Micińskim materiałów. Wtedy nie wszędzie i nie zawsze było ksero, więc najczęściej trzeba było teksty przepisywać. Kiedy dzisiaj patrzę na stosy zapisanych kartek, nie mogę uwierzyć, że chciało mi się tyle pracować i godzinami przesiadywać w bibliotecznych czytelniach i magazynach. Niejednokrotnie pracownikom nie chciało się podwozić mi tyle czasopism, więc pozwalano mi zjeżdżać do magazynów i pracować tam samemu przy kołyszącym się od starości stole i ledwie świecącej lampce. Podobnie było podczas pisania habilitacji, bo znowuż zabrałem się za nieopracowany u nas temat, którym była „Mitologia słowiańska w literaturze Młodej Polski”. Trzeba więc było znowuż wgłębiać się we wszystko od początku. Ale im trudniejsze początki, tym lepszy finał i tym większy hart ducha! To tak jak podczas pierwszego roku nauczycielskiej pracy, kiedy to dopiero w grudniu wyremontowano mi kaflowy piec, który zanim zaczął odpowiednio grzać, bo przecie glina musiała wyschnąć, była już wiosna. Siedziałem więc przy nim w zadymionym pokoju, trzęsąc się z zimna i szczękając zębami przygotowywałem się do lekcji. A kiedy nie mogłem już wytrzymać, biegłem do szkoły, gdzie w opalanej klasie mogłem się wreszcie do woli ogrzać i przy okazji obejrzeć TVP. Tak dawniej, w latach siedemdziesiątych, egzystował nauczyciel, któremu przyszło rozpocząć pracę na wsi. Mieszkał najczęściej kątem u jakiegoś gospodarza i jadł u niego obiady, albo sam się żywił, kupując co akurat przywieziono do sklepu, myśląc stale, by starczyło do „pierwszego”. Tak więc początki pracy zawodowej nie były różowe.

Czy miał Pan swojego mentora?
Kiedy zająłem się Micińskim, na nikogo nie mogłem liczyć, bo odnalezione dramaty: „Koniec Wenety” i „Słoneczny król” nie tylko że nie były specjalnie znane, to przede wszystkim nikt nie znał dokładnie ich treści, ponieważ nie zostały z rękopisu odczytane, więc samemu trzeba było się za to zabrać. Nie mając czytnika mikrofilmów, korzystałem z powiększalnika do zdjęć, przesiadując godzinami w ciemnościach. Tak więc byłem sam sobie żeglarzem i okrętem. Jeszcze gorzej było, kiedy pisząc habilitację, zajmowałem się „Mitologią słowiańską w literaturze Młodej Polski”. Ponieważ była to u nas pierwsza praca o mitologii słowiańskiej w polskiej literaturze, więc na nikogo nie można było liczyć. Najpierw trzeba było samotnie przebrnąć przez całą literaturę Młodej Polski, wytypować teksty z mitycznymi treściami, a potem to wszystko poklasyfikować i metodologicznie opracować. Lecz chociaż, zarówno przy doktoracie jak habilitacji, było się skazanym na siebie, to podtrzymywała mnie na duchu pamięć o kilku osobach, będących dla mnie wzorcem rzetelnej naukowej pracy. A byli nimi Jan Panasewicz, Zbigniew Rynduch, Edward Breza i Tadeusz Oracki. Kiedy spotkałem pierwszego i otrzymałem w bydgoskim Studium Nauczycielskim młodopolski temat, nie wiedziałem jeszcze, że zajmę się historycznoliterackimi badaniami. Coś jednak w tym było, że od Wacława Berenta zacząłem, a potem do Młodej Polski po magisterium wróciłem. Drugi skierował moją uwagę na literaturę baroku i niewiele brakowało, że gdyby nie zapoznane dramaty Micińskiego, to zająłbym się literaturą tej epoki. Czas jednak zrobił swoje, bowiem przed dwoma laty, pisząc książkę o dawnej Kościerzynie, zwróciłem uwagę na barokowego poetę, Jakuba Teodora Trembeckiego, który w tym mieście w XVII wieku żył i pisał swoje wiersze. Natomiast jeżeli pamiętać o dwóch ostatnich badaczach, to wiedząc, czego dokonali, tym bardziej chciało mi się naukowo pracować. A ponieważ żyje jeszcze ostatni - prof. Tadeusz Oracki - to znając Jego badawczą pasję, której nadal się oddaje, i to mając już ponad 92 lat, tym bardziej chce mi znowuż zasiąść przy biurku.

Jest Pan autorem kilkunastu książek. Którą pisało się Panu najtrudniej?
Zmaganie się z twórczością Micińskiego niosło nie tylko wiele satysfakcji, ale kierowało uwagę na coraz to inne tematy. Micińskiemu poświęciłem trzy książki: „Z mare tenebrarum na słoneczny Hel” (1987), „Zanim skończyło się maskaradą” (2003) i „Z juweniliów Tadeusza Micińskiego” (2016). Jak można zauważyć, pomiędzy nimi pojawiały się inne. Niemniej to właśnie Miciński pozwolił mi zauważyć w literaturze Młodej Polski mitologię słowiańską, której poświęciłem książkę o tym tytule, wydaną w roku 1991. I wtenczas po badaniach micińskologicznych przyszedł czas na mitologiczne. Pozwoliło to odnaleźć niemal zapomniany rękopis „Wiary słowiańskiej” Bronisława Trentowskiego, wedle którego opracowałem „Słowiańskie bogi i demony” (1998), które pewnie wspomogły fantasy słowiańską, a zyskały takie uznanie, że doczekały się już trzech edycji. Potem ukazała się praca „W romantycznym kręgu słowiańskich wierzeń” (2014). Po micińskologii i słowiańskiej mitologii w naszej literaturze przyszedł czas na badania kaszubologiczne. Jako że mieszkam w Kościerzynie, gdzie urodził się, żył i pisał znany kaszubski autor, Aleksander Majkowski, byłoby grzechem, aby się nim nie zająć. Poświęciłem mu więc rzecz o jego powieści, rozpatrzoną z perspektywy młodopolskiego herosa, mitu i kaszubskich wierzeń, i da-łem jej tytuł „Heroiczna biografia Remusa” (1996). Następnie kaszubski temat wzbogaciłem o takie książki, jak „Śląski poeta na Kaszubach” (2011), „Z literatury Młodokaszubów. Aleksander Majkowski” (2013), „Z lirycznej i epickiej twórczości Leona Heykego” (2015), „Dawniej w Kościerzynie” (2020) oraz „Kaszubski wirydarz…” (2021). Oczywiście bliskie kaszubskiej tematyce były dwie książki o podobnych tytułach, ale o różnej treści, czyli „W misji Słowa” (1998) i „W unii słowa” (2004), książki zawdzięczające swoje zaistnienie Tygodniom Kultury Chrześcijańskiej, które przez wiele lat działy się w Kościerzynie. Kaszubski temat nie mógł się obyć bez zainteresowania literaturą Kociewia i stąd książka o wierszach znanej ogólnopolskiej poetki, pochodzącej z okolic Zblewa, którą była Małgorzata Hillar, a tytuł tej monografii „Miłość jest światłem moich wierszy” (2000). By natomiast praca przy biurku nie stała się nadto monotonna, pomiędzy tym wszystkim zbierałem „Anegdoty sławnych ludzi” (2000), które udało się opracować i w posłowiu omówić. Natomiast pracując w Gdańsku i będąc wierny Młodej Polsce, od której się wszystko zaczęło, najpierw zająłem się „Publicystyką Stanisława Przybysze-wskiego w Wolnym Mieście Gdańsku” (2015), a potem rozpatrzyłem się raz jeszcze w tylekroć omawianej, ale głównie w czasach komuny, twórczości autora „Przedwiośnia” i wydałem „(Za)poznawanie Żeromskiego” (2017). I to byłoby tyle! Jeżeli zaś miałbym powiedzieć, którą książkę pisało się najtrudniej, to z młodopolskich tę poświęconą twórczości Micińskiego, chociaż każda z nich wymagała szczególnych przemyśleń i czasu. Z książek mitologicznych najbardziej zmęczyłem się przy „Mitologii słowiańskiej w literaturze Młodej Polski”. Z książek o literaturze regionalnej pierwsze były kaszubskie i trzeba było się natrudzić przy „Heroicznej biografii Remusa”, zaś z kociewskich wiele czasu i trudu zajęło interpretowanie poezji Małgorzaty Hillar, wszak niełatwo było mężczyźnie wejrzeć w kobiecą psychikę. I to byłoby tyle o moich siedemnastu czy może osiemnastu książkach , jeżeli uznać za autorską „Anegdoty sławnych ludzi”, które razem z blisko czterdziestoma udało się napisać i zredagować podczas tych pięćdziesięciu lat galerniczej wprost pracy w PRL-u i potem w nowej rzeczywistości .

Jak ocenia Pan kondycję literatury kaszubskiej?
Co prawda napisałem sześć książek o literaturze kaszubskiej, ale to pozycje historycznoliterackie, mówiące o minionym, a nie teraźniejszym czasie, wobec czego na ocenę kondycji obecnej literatury kaszubskiej nie śmiem się ważyć. Mogę tylko powiedzieć, słysząc i widząc, co teraz na Kaszubach powstaje, że literatura tego regionu ma się coraz lepiej. Natomiast dopiero wszechmocny Czas pozwoli ją obiektywnie ocenić. A na to trzeba analitycznego i syntetycznego wejrzenia, jak zadziało się to w dysertacjach moich doktorów - Ludmiły Modzelewskiej (Gołąbek) i Grzegorza Schramke.

Wiele lat pracował Pan w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Czy trudno być przewodnikiem po literackiej przeszłości?
W IFP UG przepracowałem 39 lat i nie było źle. Wypromowałem blisko 400 magistrów, wielu pisało pod moim kierunkiem licencjaty, zaś doktoraty obroniło 17 osób. Tak więc dydaktyczna i naukowa praca przyniosła jakieś rezultaty. Patrząc jednak na to wszystko z perspektywy półwiecza, muszę powiedzieć, że najlepiej mi się uczyło i pracowało ze studentami w pierwszych trzydziestu latach, a potem nie było już tak dobrze. Studenci się starali, ale nie zawsze im się udawało zebrać odpowiednie materiały, a przede wszystkim umiejętnie je opracować. Kłopoty mieli szczególnie ci po gimnazjach. Brakowało im samodzielności myślenia, koncepcji, umiejętnego rozpisania się w temacie. Niewiele mówili i niewiele pisali. Przy czym coraz częściej zdało się, jakby posługiwali się komórką, informując o niemal wszystkim wręcz telegraficznie i często równoważnikami zdań. Tak więc łatwiej było mi zyskać zrozumienie u studentów dawniej i nie tyle trudu sprawiało prowadzanie ich meandrami młodopolskiej myśli, która wobec poprzednich literackich epok wymaga nie tylko wiedzy, ale także wyobraźni. Potem, jak zauważyłem, było coraz trudniej. Jak będzie teraz, niełatwo powiedzieć. Oby po kasacji gimnazjów było lepiej!

Z okazji jubileuszu powstała książka „W kręgu znaczeń i treści. Od Młodej Polski do Kaszub”. Czego mogą się spodziewać czytelnicy?
Wprost mnie zamurowało, kiedy dowiedziałem się o tym jubileuszu i przygotowanej z tej okazji książce. Zainicjował to wszystko prof. Duszan Paździerski, za co jestem Mu wielce wdzięczny, podobnie jak Wydawcy - Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, a wreszcie kościerskim organizatorom całej imprezy. Ponieważ to wszystko było wielką niespodzianką, zorganizowaną 25 lutego w Kościerzynie, więc o książce mogę tylko powiedzieć, że jak to w jubileuszowych wydaniach bywa, poza biogramem jubilata i bibliografią jego prac najwięcej miejsca zajmują autorskie teksty mu poświęcone, teksty mające oczywiście charakter naukowych rozpraw. Tak więc sam jestem cie-kawy, co i kogo tam zastanę. Mogę się tylko domyślać, że pewnie będą to teksty moich Doktorów oraz Przyjaciół.

Czy planuje Pan kolejne publikacje?
Pewnie byłoby dobrze, gdybym jeszcze coś napisał. Wszak mam kilka rozgrzebanych książek, ale czy uda się je ukończyć, tego nie wiem. Jako że nie lubię zdradzać swoich pomysłów, więc nic więcej o nich nie powiem. Zresztą po siedemdziesiątce czas biegnie szybciej i niczego nie można być pewnym. Szczególnie po tych trzech latach pandemii i teraz, kiedy tak blisko nas wojna na Ukrainie. A to nie pomaga ani spokojnie myśleć, ani tym bardziej przesiadywać godzinami w ciszy gabinetu i zajmować się nauką. Przynajmniej mnie, bo taką mam psychiczną strukturę. Może wiec warto zabrać się za kolejny tom anegdot? Wszak komizm i humor, którego nam ciągle tak bardzo brakuje, najlepiej uspokaja.

Jakie ma Pan marzenia zawodowe i prywatne?
W moim wieku czas marzeń już minął. Chciałbym być przede wszystkim zdrowym i może wtenczas coś uda się jeszcze napisać. Tylko kto będzie chciał to czytać, jeżeli książki zastępuje teraz Internet, co widać najlepiej w czytelniach naukowych bibliotek, jak chociażby w Bibliotece Gdańskiej PAN-u, gdzie teraz niemal pusto, gdy dawniej nie starczało miejsc i niemal zawsze można było tam spotkać siedzącego z przodu przy oknie prof. prof. E. Kotarskiego, za nim J. Platta, a potem T. Orackiego i J. Ciechowicza. Ale to już było i już się nie wróci!

Co Pan lubi robić w wolnym czasie? Jakie Pan ma pasje?
Kiedy już nie muszę godzinami pisać i tak intensywnie czytać, wolnego czasu mam wiele. Lubię więc chodzić po lesie i brzegiem morza, tylko że teraz zima temu nie sprzyja. Ale wtedy niczym do muzeum chodzę do marketów, trzymając jednak ręce w kieszeniach, by za dużo nie wydać, bo profesorska emerytura na wiele nie starcza. Niemniej szum drzew i morza najlepiej uspokaja i sprzyja ostatecznym rozmyślaniom. Kiedy więc słyszę, że Unia sięga po nasze lasy, to wtenczas nawet spacerów mi się odechciewa!

Polecjaka Google News - Dziennik Bałtycki
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

2024 Omówienie próbnej matury z matematyki z Pi-stacją

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na koscierzyna.naszemiasto.pl Nasze Miasto